Odsłona 4.
(Polana w lesie, zewsząd otoczona gąszczem świerkowym. Na trawie, mchu i paproci spoczywają w różnych pozycjach partyzanci: Zbieg, Batory, Groźny, Próżniak, Burak, Orlicz, Smyk i Jastrząb. Kilku z nich śpiewa:)
Karabin maszynowy, to idealna broń itd.
Groźny: (przerywając im) Chłopcy! Dość śpiewu! O zupie pora myśleć!
Wszyscy: To, to, to, mądre słowa!
Burak: (figlarnie) A na obiad galop zupka, kubeł wody jedna krupka…
Smyk: Niech będzie jaka chce, dawajcie choćby z całym kotłem!
Burak: Ej, bo ty bracie masz sumienie do tego!
Smyk: A wy to niby nie?
Orlicz: Ej, chłopcy! Zdałoby się już co! Toż brzuch mi przysechł, jak pragnę wolności!
Wszyscy: Słusznie! Prawda! Smyk! Ej Smyk! Repetę gotować, kiej żeś się kucharzem ogłosił!
Smyk: (zrywając się) Zgoda! W mig będzie! Kocioł wyszorowany, gotowy! Ale jeden do pomocy!
Groźny : Na Próżniaka dziś kolej.
Wszyscy: (poruszając śpiącego) Próżniak, ej Próżniak! Słyszysz Próżniak! Repetę gotować!
Burak: Naznaczyć mu na plecach jedenasty i niech śpi dalej!…
Orlicz: (energicznie) Co znaczy! Obowiązek! Wstawać, gotować!
Próżniak: (zaspanym głosem, przecierając się i ziewając) Alboż ja baba? Dajcie mi spokój! Umrę a nie będę!
Zbieg: Jak można w ten sposób!? Wstydziłbyś się kolego! Jak porządek to porządek! Czy takiego głupstwa nie załatwimy między sobą? Warcholstwo, niezgoda…. Tego nam jeszcze potrzeba!…
Próżniak: (podnosząc się z trudem) No… idę już idę! Dość kazania! Jazda Smyk! (wychodzą).
Jastrząb: (po ich wyjściu) Słowo honoru, ten nasz Zbieg to morowy chłop! Do kamienia przemówi, kamień by wstał i poszedł!
Wszyscy: (klepiąc Zbiega po ramieniu) To prawda l To jut chodząca solidność i doskonałość!
Burak: Ehe! Trzymają się i naszego Zbiega figielki płoche! Dziś tylko czegoś poważny i zamyślony…
Wszyscy: (zwracając uwagą na Zbiega) To prawda! Co mu jest? Ej Zbieg skarbie, co ci jest? Co? (otaczają go zaglądając w oczy)
Zbieg: (zniecierpliwiony) A idźcież do diabła!
Burak: (mrugając figlarnie) Nie wiecie? Ja wiem! Dzisiaj świętej Hanki!!!
Wszyscy: (z wybuchem) Toż ci to, to, to samo!
Batory: A bimber u teścia słodki!
Orlicz: A i sama panna Hanka jak cukierek!
Orlicz: (zrywa się i obejmując Zbiega) Zbieg skarbie! Jeszcze nie przepadło! Nie smuć się! Że szmat drogi to prawda! Ale przecież na rowerach zaprujemy za parę godzin!
Burak: O już akurat ty! Ze mną Zbieg! Na pikolo zagram, niewąsko będzie! Zobaczysz!
Zbieg: (chmurnie) A tobie się wciąż zdaje, że dawniejszy Kucharek i możesz jechać, gdzie myśl zawiedzie, co?
Wszyscy: Siedź bracie! Obowiązek!
Burak: A gdy stary puści? Ehe, reszta już kwestia naszego sprytu i bawimy się!
Groźny! Żebyś się inaczej nie zabawił!
Batory: (półgłosem) Chłopcy! Stary nadchodzi!
Burak: (ze śmiechem) Czyżby się lorneta zepsuła?
Zbieg: A nie śmiej się! Gdybyś miał tyle na głowie co porucznik, nie odpoczywał byś sobie tak beztrosko!
Groźny: Ale łamał głowę i lornetował…
Orlicz: No sza… dajcie spokój!
(Nadchodzi Wiara z przewieszoną na piersiach lornetą)
Wiara: A co chłopcy! Przyjemny odpoczynek w tych świerkach zacisznych co?
Chłopcy: Przyjemny kolego poruczniku!
Wiara: No należy wam się! A jakże obiad?
Wszyscy: Smyk i Próżniak gotują!
Jastrząb: Wypędziliśmy ich dalej, bo dym gryzie w oczy!
Wiara: W porządku… byle prędzej z tym!
Zbieg: Czy co nowego kolego poruczniku?
Wiara: Na razie cisza…
Batory: Ale ona często poprzedza burzę…
Wiara: Właśnie… Moim zdaniem należy być zawsze gotowym na wszystkie możliwości… (manipulując koło zegarka) psiakrew!
Wszyscy: Co takiego?
Wiara: Zegarek stanął… Czujki zmienić pora… Czy upłynęła już godzina? Jak uważacie chłopcy?
Chłopcy: Może jeszcze, cokolwiek…
Wiara: A więc przyjdą na świeży obiad… (w tej chwili rozlega się dzwonek telefonu, wszystkich przebiega nerwowe drganie i zrywają się na równe nogi) Telefon… Ehe! Coś nowego!
Wiara: Cisza chłopcy! (pada na ziemię, ujmuje słuchawkę): Czołem… tak… właśnie… w pobliżu Damijan… jakieś pięć kilometrów przypuszczam… Szosą… czterech?… Czy natychmiast?… Aha… aha… za pomocą rakiet… Oczywiście… rozkaz! (podnosząc się) Chłopcy! Baczność! Jest robota!…
Chłopcy: (którzy przez cały czas rozmowy przez telefon z naprężeniem oczekują wyniku): A co? A jak? A gdzie?
Wiara: Słuchajcie! W kierunku Szczekocin mają wyruszyć samochody niemieckie…
Burak: (nie mogąc wytrzymać) O cholera!
Wiara: A więc rozumie się samo przez się, zasadzka w pobliżu Damijan przy szosie…
Groźny: (wpadając w mowę) I jatka z niemieckim mięsem!
Wszyscy: (prostując się) Rozumiemy kolego poruczniku!
Batory: Czy wszyscy ruszamy?
Wiara: Rozkaz brzmiał czterech z naszej grupy… Ale chłopcy. Ja nie mam sumienia wybierać… Tam trzeba z bliska spojrzeć śmierci w oczy, a każdy z was jednako jest mi drogi…
Orlicz: (występując) Idę kolego poruczniku!
Batory: I ja także!
Groźny: I ja z wami!
Wszyscy: (prócz Zbiega) I ja! I ja! I ja!
Wiara: (zdziwiony) A co to plutonowy Zbieg się nie zrywa? Aż mi dziwno!
Zbieg: (ciężko) Idę kolego poruczniku!
Wiara: (przypatrując mu się uważnie) Ale co ty chłopcze taki jakiś? Chory?
Zbieg: Nie… zdrów jestem!
Burak: Kolego poruczniku… Nasz Zbieg zakochany!
Zbieg: (zawstydzony) E! Głupstwa!…
Orlicz: A dziś bóstwo obchodzi imieniny i markotno mu, że bez niego się odbędą!
Wiara: Aa… Nie wiedziałem… No to może nie pójdziesz?
Zbieg: (stanowczo) Idę! Kolego poruczniku!
Wiara: I jeszcze jedna ofiara mój chłopcze! Nie żałuj! Dla Ojczyzny! Zresztą po akcji puszczę cię i jeszcze zdążysz z pewnością!
Zbieg: Dziękuję kolego poruczniku!
Wiara: No to żywo chłopcy! Rowery z zamaskowania i Bóg z wami! Za kilkanaście minut będziecie u Jana… Kierunek wskażą wam rakiety…
(Batory, Orlicz, Groźny i Zbieg)! Rozkaz! (odmaszerowują) (Zostaje Burak i Jastrząb. Padają na ziemię z westchnieniem. Wiara chodzi nerwowo z założonymi w tył rakami. Zatrzymuje się przed chłopcami).
Wiara: Cóż tak wzdychacie chłopcy a?
Jastrząb z Burakiem: Myśmy nie poszli kolego poruczniku!…
Wiara: Nie raz jeszcze pójdziecie! A tymczasem na wartę, tamtych zmienić!
Chłopcy: Rozkaz (wychodzą)
Wiara: (sam. Chodzi gorączkowo, zamyślony, zdenerwowany. Wyjmuje notes z kieszeni. W tej chwili wchodzą: Próżniak i Smyk, obaj w fartuchach niosąc kocioł z dymiącą zupą)
Smyk: Obywatelu poruczniku, melduję posłusznie, obiad gotowy!
Wiara: No tak… Obiad jest ale chłopców nie ma!
Smyk z Próżniakiem: (oglądając się ze zdumieniem) Prawda! Co się stało? Co tu przez ten czas zaszło?
Wiara: Telefon był. Zasadzka w projekcie, Samochody niemieckie!…
Chłopcy: (wpadając mu w mowę) Jak to? A my kolego poruczniku?
Wiara: Rozkaz brzmiał czterech z naszej grupy… Jastrząb z Burakiem na wartę… Tamtych zmienić…
Smyk: A więc Orlicz, Batory, Groźny… (z wybuchem) I Zbieg! I Zbieg! – O rety!
Wiara: (zdziwiony) Cóż wam to ten Zbieg? Co z wami kolego?
Smyk: (niespokojnie) Ej, bo to diablo niebezpieczna wyprawa, kolego poruczniku… Oho, Byłem ja w Czarncy przy urządzaniu pociągu… Niech to cholera!
Wiara: Cóż więc z tego?
Smyk: Bo ten nasz Zbieg to szaleniec kolego poruczniku… A szkoda by było chłopa! Niech ta Bóg zachowa!
Wiara: Czyż tylko jego!
Próżniak: A Orlicz, a Batory, a Groźny… Prawda, że lubili się czepiać, pospać mi nigdy nie dali, ale…
Smyk: (wpadając mu w mowę) Ale Zbieg, Zbieg! To chłopak kochany! Więcej niż brat, niż dziewczyna nawet… (ukrywa twarz w dłoniach zrozpaczony, niespokojny).
Wiara: Zakochaliście się w nim kolego, czy co? Pewnie że jest dobrym chłopcem i żołnierzem. Bodaj najlepszym… Ale o jakimkolwiek faworyzowaniu nie ma mowy…
Smyk: Jednak… Jednak gdyby on nie wrócił… Jezus, Maria!…
Wiara: (z westchnieniem) A ileż z naszych nie wróciło, a ileż z pośród nas nie wróci!…
Próżniak: A nasz szef Czyn… Pamiętacie kolego poruczniku, jak szedł na Szczekociny… A potem…. Mój Boże! Widziałem go jak konał na rękach Jastrzębia…
Smyk: A jednak wszystko w normalnym szyku iść musiało!
Wiara: Bo od hartownej duszy żołnierza wszystko odbija się jak od pancerza! Nie dla niego sentymenty!
Próżniak: (patrząc między świerki) Ktoś się zbliża…
Wszyscy: (pochylają się z uwagą obserwując. Wiara lornetuje. Po chwili) To nasi chłopcy z warty!
(Wchodzą Chyży i Czarny. Meldują się): Obywatelu poruczniku warta objęta, wszystko w porządku!
Wiara: W porządku… Siadajcie chłopcy! Smyk, obiad im daj!
Smyk: (nalewa im zupą w menażki, po czym zwraca się do porucznika) A kolega porucznik?
Wiara: Zostawcie, gdy tamci wrócą! (przypatruje się jedzącym) Denerwujecie się chłopcy co? Smykowi łyżka drży widzę.
Smyk: (odrzucając łyżkę) At, cholera!
Próżniak: Jakoś nie podchodzi kolego poruczniku!
Czarny: Tam nasi w tej chwili tęgo się pocą!
Smyk: (zrywając się) Słyszycie?!
Wszyscy: (nadsłuchując) Słychać! Jak Boga kocham słychać! (z dala słychać odgłos bitwy).
Smyk: O! Granaty! Znów granaty!
Chyży: Teraz erkaemy!
Czarny: (wsłuchując się) Nasz cekaem gra!…
Smyk: Kie cholery… Władek z empika… trrrr… i skończone!…
Wszyscy: (gorączkując się) Ale warczą, to warczą!
Smyk: Pójdziemy tam, albo co kolego poruczniku!
Wiara: Spokojnie chłopcy, spokojnie… Nie gorączkować się… Zaraz się dowiemy… Słyszycie te oderwane kanonady?… Bój kona…
Wszyscy: (nadsłuchują z natężoną uwagą) Ucichło…
Czarny: Tętent!…
Smyk: (pada na ziemię i patrzy) Ktoś konno pędzi!…
Chyży: (patrząc poprzez świerki) Koń cały w pianie!…
Wiara: (lornetując) To goniec! To nasz Orlicz!
Wszyscy: Jezus Maria! Z czem też jedzie!…
(Tętent się zbliża i wpada Orlicz bez czapki, zdyszany, okryty błotem. Do Wiary):
Orlicz: Oby… Oby…wa…telu… (łapie oddech) poruczniku!…
Wszyscy: (z bezmierną ciekawością) Co? Co? Mów!!! Co z wami? Co tam?… Wytłukli was?!
Orlicz: Nie! My ich! Dwanaście samochodów rozbitych… Niemcy stosami po rowach… A co rozbrojonych!…
Wiara: Chłopcy słyszycie? Zwycięstwo! Nasi górą!
Wszyscy: (z bezmierną radością) Zwycięstwo! Nasi górą! Nasi! Nasi! Wiwat! (rzucają czapki w górę)
Orlicz: Ale… Zbieg…
Wszyscy: (z niepokojem) Co Zbieg? Co Zbieg? Mów na Boga! Ranny?
Orlicz: Nie. Zabity!…
(Chwila ciszy i nagle zrywa się lament): Zabity… Władek!… Zabity! Taki chłopak!
Próżniak: (grożąc karabinem) Czeka j ta szwaby – cholery!!!
Smyk: I to w same imieniny narzeczonej! Ach, czemuż nie poszedłem za niego! (płacze)
Wiara: (poważnie) Spokojnie chłopcy… Spokojnie… Opanować się… Smyk! żołnierzowi płakać to wstyd! Był dzielnym żołnierzem… Poległ piękną śmiercią z bronią w ręku… Chłopcy! Salwę mu dać! (trzykrotna salwa)
A teraz koledzy słuchajcie! Miał narzeczoną… Więc gdy jego dusza, dusza polskiego żołnierza męczennika wzlatuje do wieczności, niech wzlatuje przy akompaniamencie tej pieśni partyzanckiej!
Śpiewają:
Żegnaj dziewczyno kochana,
żegnaj ja idę na bój,
Zdobędę wrogów sztandary,
zagrają ciche fanfary,
a więc dochowaj mi wiary;
Gdy z boju powrócę, jam twój!
A gdy nie wrócę – znajdziesz w polu mój grób,
Pierwej niż z tobą – jam z Ojczyzną wziął ślub!
(Zasłona spada)
K O N I E C