Kolejnym dużym starciem z siłami wroga była bitwa jaka miała miejsce w październiku 1944 roku w lasach koło Krzepina i Zagórcza, określana mianem największej zwycięskiej bitwy partyzanckiej między Wisłą i Wartą. W końcu października 1944 (24 października) 74. pułk piechoty „Chrobry” dowodzony przez mjr Adama Szajnę „Roztokę” (który zarządził jego koncentrację) znajdował się we wsiach Krzepin i Zagórcze. Pułk przechodził reorganizację w związku z wcieleniem do II batalionu zgłaszających się oddziałów BCh, a także oczekiwał na obiecywane zrzuty broni które miały niebawem nastąpić.
Celem tej koncentracji było także podniesienie „wartości bojowej” pułku, toteż oddziały były całkowicie uzbrojone i wyposażone. Sztaby batalionów pułku i 7. Dywizji Pancernej zajęły kwatery w krzepińskim dworze. Także zwiady konne pułku i dywizji oraz radiotelegrafiści ulokowali się w zabudowaniach dworskich. Pierwszy batalion „Las” w sile około 400. ludzi dowodzony przez kpt. Mieczysława Tarchalskiego „Marcina” zajmował północny odcinek rejonu zgrupowania czyli wieś Krzepin. Linia jego placówek ciągnęła się na przestrzeni 2 km umacniając stronę północną i zachodnią zgrupowania, tj. skrzyżowanie dróg na Włoszczowę i Bebelno oraz drogę na Zakrzów i drogę na Wałkonowy. Drugi batalion „Wojna” w sile około 200. ludzi2 dowodzony przez kpt. Franciszka Pieniaka „Przeboja” zajmował pobliską wieś Zagórcze (dzisiejszy przysiółek Krzepina). Jego zadaniem było ubezpieczanie drogi do Wałkonów Górnych oraz strony południowej i wschodniej zgrupowania. W pobliskim Bałkowie stacjonował natomiast pierwszy batalion drugiego pułku piechoty pod dowództwem kapitana Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurta”. W dniach 25 i 26 października pułk przechodził intensywne szkolenia żołnierzy, szczególnie w batalionie drugim oraz częściowe zmiany organizacyjne.
Bitwa rozpoczęła się 27 października w godzinach porannych (ok. godz. 7 – 8). Oddziały wroga w sile co najmniej trzech batalionów starły się z placówkami 2. kompanii 74. pułku piechoty, dowodzonej przez Floriana Budniaka „Borsuka”, następnie 3. kompanii dowodzonej przez ppor. Józefa Kaszy-Kowalskiego „Almy” oraz 1. kompanii dowodzonej przez ppor. Fryderyka Serafińskiego „Drabinę”. Kompanie te zamykały dojście z kierunków: Włoszczowa, Bebelno i Wałkonowy.
Pierwsza została zaatakowana placówka wystawiona przez II pluton 2. kompanii, usytuowana w rozwidleniu dróg prowadzących do Bebelna i Włoszczowy. Dla wsparcia tej placówki skierowano II pluton ppor. Czesława Skowrońskiego „Kreta” i III pluton ppor. Teofila Baryły „Upartego”. Plutony te były dowodzone przez zastępcę dowódcy 2. kompanii ppor. Bronisława Skórę (Skoczyńskiego) „Robotnika”. Wojska niemieckie nie zdążyły rozgrupować swoich sił do natarcia i zaskoczone przez siły partyzanckie przystąpiły do walki z kolumny marszowej. Oddział niemiecki zaatakowany przez wymienione plutony od czoła i z boku, nie chcąc dopuścić do oskrzydlenia swych sił, rozpoczął gwałtowne wycofywanie lasem w kierunku Bebelna. Siły nieprzyjacielskie były nękane ogniem broni maszynowej aż do osiągnięcia przez nich zabudowań Bebelna. Niemcy w odwrocie pozostawili wóz z amunicją i moździerzem.
W tym samym czasie inna niemiecka kolumna uderzyła od strony Wałkonów na placówki wystawione przez 1. i 3. kompanię. Tutaj początkowy przebieg walki przedstawiał się mniej korzystnie dla sił partyzanckich. Placówka wystawiona przez 3. kompanię została rozbita. Polegli tutaj pchor. Stefan Siemieński „Kłos” i pchor. „Jagiełło”. Trzecia i pierwsza kompania zostały zmuszone do odwrotu i wycofania się w głąb lasu w kierunku północnym.
Część kolumny nieprzyjacielskiej, przemieszczającej się po osi Wałkonowy Górne – Zagórcze, po dotarciu do skraju lasu zaczęła ostrzeliwać ogniem z broni maszynowej Krzepin, a zwłaszcza oddziały osłaniające dowództwo 7. Dywizji Pancernej ewakuujące się z dworu w Krzepinie w kierunku południowym. Przy udziale pozostającego w odwodzie plutonu z 1. kompanii, por. Mieczysław Tarchalski „Marcin” zorganizował obronę.
.
W tym samym czasie Niemcy zostali zaatakowani przez 5. kompanię BCh dowodzoną przez ppor. Tadeusza Kamlińskiego „Borynę” z batalionu „Wojna” AK i zostali zmuszeni do wycofania się w kierunku na Wałkonowy Górne. Jednakże zanim to nastąpiło, od ognia niemieckiego zostali ranni por. Antoni Jacuński „Rak” z dowództwa 74. pułku piechoty i por. Florian Budniak „Andrzej”, dowódca 2. kompanii.
Plutony II i III z 2. kompanii, po odparciu sił niemieckich w kierunku Bebelna pozostawiły tam placówki, a same zajęły nowe stanowiska na skraju lasu na południe od Krzepina.
Dzięki rozeznaniu w terenie przez swoich wywiadowców (tzw. szperaczy ubezpieczenia) siły partyzanckie wiedziały, iż mniej więcej w miejscu skąd dwa plutony 2. kompanii zaatakowały pierwszą kolumnę niemiecką którą przegnały następnie do Bebelna, swoje pozycje zajęły znaczne zgrupowania nieprzyjaciela. Były to oddziały które z pewnym opóźnieniem nadciągnęły od Włoszczowy i były przygotowane raczej do tego, iż w tym miejscu spotkają wycofujące się siły partyzanckie.
W czasie powrotu do Krzepina patrol III plutonu 2. kompanii rozpoznał od 15. do 20. koni wierzchowych trzymanych przez grupę „koniowodnych”.
Ppor. Teofil Baryła „Uparty” rozkazał otwarcie ognia. Luzacy-koniowodni puścili konie które wpadły na stanowiska nieprzyjaciela. W tym samym czasie III pluton otworzył ogień. W ogólnym zamieszaniu nieprzyjaciel został otoczony i zmuszony do poddania się. Początkowo Niemcy nie chcieli złożyć broni ale gdy zauważyli wyłaniające się z lasu dalsze siły partyzanckie skapitulowali.
Wpłynęło to w poważnym stopniu na sytuację jaka wytworzyła się na odcinku walczących 1. i 3. kompanii, które otoczyły inną grupę nieprzyjaciela i wzięły ją do niewoli. Początkowo grupa ta, która z atakującej znalazła się w okrążeniu, nie chciała również złożyć broni przypuszczając, iż ma przed sobą niezbyt silne zgrupowanie partyzanckie. Poddała się dopiero kiedy mjr Adam Szajna „Roztoka”, dowódca 74. pułku piechoty skierował w rejon okrążenia 5. kompanię por. Tadeusza Kamlińskiego „Boryny”. Major Szajna dodatkowo zarządził przeczesanie lasu w kierunku na Wałkonowy. W rezultacie tych działań schwytano kilku dodatkowych jeńców. W akcji otoczenia i rozbrojenia sił nieprzyjacielskich wzięły również udział pozostające w odwodzie plutony 2. kompanii, a mianowicie I pluton ppor. Tomasza Jodko-Narkiewicza „Bzury” i IV pluton ppor. Aleksego Rdesińskiego „Szarego”.
Bitwa zakończyła się około godziny czternastej.
Straty nieprzyjaciela to ok. 30. zabitych w walce (w tym dwaj oficerowie SS) i 3. rannych. Tylu się doliczono zaraz po bitwie lecz na pewno nie byli to wszyscy, gdyż wielu zabitych znajdowało się jeszcze w gęstym poszyciu leśnym, jednakże nie było czasu na ich poszukiwania.
Po stoczonej walce wzięto do niewoli 99. Niemców różnych formacji (Schupo, SS, SD, Wehrmacht, żandarmi). Zdobyto 1 moździerz 81 mm, 12 rkm, 36 pm, ponad 30 kb, dwa wozy amunicji i 16 wierzchowych koni. Wśród dokumentów znalezionych u wziętych do niewoli oficerów SS znajdował się rozkaz dla niemieckich grup operacyjnych w tej akcji. Zawierał on m.in. znaki rozpoznawcze oraz kody rakiet świetlnych. Informacje tam zawarte pomogły żołnierzom w czwartym dniu walk podczas przebijania się z okrążenia pod Brześciem.
Po stronie partyzantów straty wynosiły 3. poległych i 5. rannych. Wśród zabitych byli: kpr. phr. NN „Jagiełło”, kpr. phr. Stefan Siemieński „Kłos”, kpr. Kazimierz Więckowski „Szczerba”. Ranni to: por. „Andrzej”, por. „Rak”, ppor. Fryderyk Serafiński „Drabina” oraz dwóch żołnierzy NN.
Po zakończeniu rozbrajania Niemców cały pułk zebrał się w lesie obok Zagórcza gdzie doprowadzono jeńców. Tutaj także odbył się pogrzeb poległych choć najprawdopodobniej tutaj zostali pochowani tylko dwaj z poległych, natomiast trzeci, Stefan Siemieński został pochowany na cmentarzu we Włoszczowie.
Jak już wcześniej wspomniano wśród wziętych do niewoli byli żołnierze z formacji SS, SD, Wehrmacht, żandarmi oraz Schupo. Na żołnierzach SS, SD oraz żandarmach, wskazanych przez 13 letniego Adama Kulisia który był ich „pucybutem” we Włoszczowie, na których już wcześniej sądy polowe AK wydały wyroki śmierci, dokonano egzekucji za popełnione wcześniej mordy na okolicznej ludności, zwłaszcza za masakrę we Włoszczowie z 31 października 1943 i w Bichniowie 28 listopada 1943 r. Wyroki wykonano w sumie na dwunastu Niemcach. Pozostałych jeńców ustawiono w dwuszeregu i przez tłumacza odczytano im rozkaz dowódcy I batalionu 74. pp AK, kpt. Mieczysława Tarchalskiego „Marcina”, który mówił, iż Armia Krajowa jest Wojskiem Polskim i przestrzega konwencji genewskiej o jeńcach wojennych, tak więc po rozbrojeniu zostają oni wypuszczeni na wolność.
Jeńcom dano eskortę przez tereny zajęte przez AK i BCh. Jak się później okazało los dla wypuszczonych Niemców nie był zbyt łaskawy. Nocą zostali ostrzelani pod Włoszczową (9. z nich zginęło) przez ich własne siły które wzięły ich za oddział partyzancki.
Wieczorem 27 października mjr. „Roztoka” zarządził przemieszczenie sił partyzanckich w nowe miejsce. Trasa przemarszu wojsk partyzanckich wiodła przez Sulików, Krasów i Krasówek do lasów koło pobliskiego Kossowa. W trakcie tego przemarszu wojsko partyzanckie zatrzymało się około północy w Krasowie na odpoczynek. W jego trakcie mjr „Roztoka” wyraził duże uznanie dla oficerów i żołnierzy biorących udział w bitwie z silnym i dobrze uzbrojonym przeciwnikiem. Omówiono także dalszą trasę marszu i następne miejsce postoju. Po trzygodzinnym postoju zgrupowanie wyruszyło w dalszą drogę omijając wsie.
Oto jak tamte dni wspomina Konrad Nitzschke ps. „Konar” – uczestnik opisywanych wydarzeń:
(…) W lasach krzepińskich, w których staliśmy od 3 dni, zostaliśmy wczesnym rankiem dość nieoczekiwanie zaatakowani przez Niemców. Obłożyli nas ogniem broni maszynowej, moździerzy i granatników. Walili dość celnie, uszkodzili nam ckm, wybuchy granatów obsypywały nas ziemią, jednakże trafionych partyzantów w zasięgu mojego wzroku i słuchu nie było. Nie było też widać Niemców i zastanawiające było ich dobre wstrzelanie się w nasze stanowiska. Wreszcie ktoś krzyknął:
-Są!
Rzeczywiście ukazało się wśród gęstego w tym miejscu poszycia kilka sylwetek żołnierzy nieprzyjaciela. Oszołomienie naszych szeregów wywołane strzałami z niewidocznych stanowisk wroga zniknęło jak ręką odjął. Kompanie II batalionu ochłonąwszy z zaskoczenia, rozpoczęły ostre przeciwdziałanie. Odrzuciwszy Niemców skierowaliśmy się w miejsce walki I batalionu, orientując się na dochodzące do nas odgłosy walki. Inż. leśnik Mieczysław Tarchalski – „Marcin”, kpt., dowódca I /74 PP AK także odrzucił już gros sił npla w kierunku Bebelna i wspólnie weszliśmy w fazę likwidowania rozproszonych ogniw oporu Niemców. Kto z nich mógł chyłkiem umykał z lasu, niektórzy kryli się w gęstym poszyciu. Walka wygasła po południu. Po jej zakończeniu okazało się, że – jedna z kilku biorących udział w akcji przeciwpartyzanckiej – kompania Wehrmachtu, dowodzona przez oficera SS i posiłkowana przez włoszczowskich żandarmów, SS i SD-manów, zapuściła się niebacznie w głąb zgrupowania 74 PP AK. Otoczeni przez nas poddali się. Stracili cały sprzęt, broń, zabitych w boju i rozstrzelanych (żandarmów, SD i SS-manów w tym dwóch oficerów SS). Odmaszerowali do Włoszczowy rozebrani do granic przyzwoitości. Była to przecież dla nas jedna z nie za częstych okazji uzupełnienia nie tylko broni i amunicji, ale także zaopatrzenia w odzież i obuwie przed zimą, która zbliżała się szybko.
Jak podaje w swych wspomnieniach „Marcin” (WTK nr 44 z 1967 r.) wzięto do niewoli pod Krzepinem 99 Niemców. Wśród nich dwóch oficerów SS, SD-manów oraz „szupowców”. Zdobyto jeden moździerz 81-mm, 12 erkaemów, 36 MP-i, kilkadziesiąt kb, broń krótką, 2 wozy amunicji, 16 koni osiodłanych z pełnym ekwipunkiem, oporządzenie. Niemców zginęło w boju 18, rozstrzelanych zostało 11 a 9 zabili sami Niemcy pod Włoszczową, gdy – puszczeni przez nas wolno – wracali tam nocą. Wzięto ich za groźnych partyzantów. (…)
Już po zmroku ruszyliśmy długą kolumną na Krasów. Marsz ubezpieczał w straży przedniej zwiad konny, który także miał za zadanie zaawizować w Krasowie nasze przybycie w celu przygotowania jakiegoś posiłku. Nie było to łatwe bo chodziło o 1000 ludzi i wiele koni, gdyż dołączył do nas także baon kpt. Eugeniusza Kaszyńskiego – „Nurta” (cichociemnego) z 2 PP Leg. AK, stacjonujący w Bałkowie.
Ciemny bardzo tej nocy nieboskłon rozświetlały od czasu do czasu różnobarwne rakiety. Wiedzieliśmy, że to niemieckie i że wróg czai się niedaleko by dopaść nas za dnia. Nie wiedzieliśmy natomiast, że nasze dowództwo znalazło przy pojmanym oficerze SS rozkaz operacyjny do prowadzonej przeciw nam akcji (kryptonim „Hubertuseinsatz”), z którego wynikało, że zgromadzono znaczne siły ściągając je z Radomia, Kielc i Krakowa. Przewidywano także użycie lotnictwa i broni pancernej, co w dalszych dniach walki miało miejsce. W zdobytych dokumentach niemieckich znajdował się także kod znaków rakietowych pozwalający na odczytywanie sygnałów świetlnych, a także wprowadzanie Niemców w błąd przez wystrzeliwanie sygnałów mylących.
W Krasowie, w jednej z chat, potężna micha zalewajki okraszonej nawet słoniną i pajda pysznego, wiejskiego chleba była pierwszym posiłkiem w tym dniu, mimo iż zbliżała się już północ. Tak smacznej zalewajki nie jadłem już nigdy potem; chyba głód był tą niezwykłą przyprawą, spotęgowaną jeszcze matczyną serdecznością gospodyni. (…)
W dniu 12 sierpnia 1990 roku, z inicjatywy lokalnych organizacji kombatanckich, został odsłonięty pomnik upamiętniający bitwę pod Krzepinem. W jego odsłonięciu uczestniczyły poczty sztandarowe organizacji kombatanckich z okolicy, uczestnicy tamtych walk, zaproszeni goście oraz mieszkańcy okolicznych miejscowości. Z uroczystości tych zachował się zapis filmowy zawierający m.in. relacje świadków tamtych wydarzeń, fragmenty Mszy Św. oraz apel poległych. Jest on dostępny na tej stronie.
Aktualizacja: 16.02.2018r.