Wiosenne prace polowe rozpoczynano z reguły zaraz na wiosnę, gdy tylko gleba była wystarczająco osuszona, a rozpoczynała je uprawa roli pod zasiew zbóż jarych. Siew początkowo odbywał się ręcznie, poprzez rzucanie nasion przez siewcę. Później został zmechanizowany poprzez zastosowanie siewników, początkowo konnych, a później ciągnikowych.
* * *
Kolejnymi pracami polowymi było sadzenie kartofli. Odbywało się ono zawsze po siewie zbóż, kiedy gleba była dobrze już ogrzana. Przebrane po przezimowaniu w kopcach ziemniaki (tzw. sadzaki) były sadzone ręcznie w przygotowane wcześniej bruzdy, po czym były zaorywane. Z czasem ręczne sadzenie ziemniaków zostało zastąpione specjalnymi maszynami – sadzarkami.
* * *
Do „męskich” zajęć w czasach gdy wieś nie była zelektryfikowana, należało także młócenie zboża. Polegało ono na uderzaniu rozłożonego na boisku stodoły zboża cepami. Dla osób niewtajemniczonych warto nadmienić, iż cepy składały się z dwóch kijów – jednego długiego (dzierżaka) i drugiego krótszego (bijaka) – połączonych rzemieniem (gązwą). Trzymając za dłuższy koniec, krótszym uderzało się w kłosy wcześniej rozłożonego na klepisku stodoły zboża, powodując wypadanie z nich ziaren. Młócący musiał tak uderzać cepem aby każdorazowo bijak uderzał całą swoją długością o kłosy z ziarnem. Później tak wymłócone zboże było dodatkowo oczyszczone na tzw. młynkach lub wialniach. Słoma była wykorzystywana jako pasza lub pościółka dla zwierząt w oborze, jako materiał na pokrycia dachów lub do innych zastosowań gospodarskich (np. do wypychania sienników w łóżkach).
Później nastały czasy omłotu zboża specjalnymi maszynami – młocarniami. Była to już duża ulga dla rąk. Młocarnie, tzw sztyftówki początkowo były napędzane silnikami spalinowymi. Należało zachować tutaj bardzo dużą ostrożność gdyż chwila nieuwagi lub iskra z niesprawnego motoru potrafiły być przyczyną pożaru kilku domostw.
Oczywiście nie każdego gospodarza było stać na taką młocarnię. Z reguły były jedna lub dwie na danej wiosce i „objeżdżały” wraz z operatorem poszczególne gospodarstwa. Później silniki spalinowe zaczęto zastępować elektrycznymi. Coraz więcej osób także stać było na zakup młocarni.
Kolejnym etapem mechanizacji były młocarnie na tzw. „czyste zboże”. Ziarno z wymłóconego w nich zboża nie wymagało już dodatkowego czyszczenia w odróżnieniu od zwykłych młocarni.
Obecnie młocarnie odeszły już praktycznie w zapomnienie, gdyż większość rolników kosi i młóci zboże już na polu – kombajnem zbożowym.
* * *
Żniwa to najbardziej pracowity okres na wsi, szczególnie w czasach gdy nie znano mechanizacji. Wówczas zboże było koszone najpierw sierpem, a w późniejszym okresie – kosą.
Żniwiarze przed rozpoczęciem pracy w polu, żegnali się prosząc o szczęśliwy zbiór plonów. Kosiarz kosił zboże i odkładał je w tzw. pokos. Odbieracz natomiast (z reguły kobiety i dzieci) odbierał ręcznie zboże z pokosu i formował z niego snop (pomagając sobie niekiedy sierpem), który następnie wiązał skręconym ze zboża powrósłem. Po skoszeniu i odebraniu kilku pokosów, związane snopki ustawiano w mendle celem doschnięcia zboża i ochrony przed ew. opadami deszczu.
Żniwiarze z reguły wychodzili w pole rano, gdy tylko obeschła rosa, a wracali od żniw wieczorem, robiąc tylko przerwy na posiłki i odpoczynek. Obiad często był przynoszony w pole przez dzieci w tzw. dwojakach, czyli połączonych dwóch naczyniach w których, w jednym znajdowały się z reguły gotowane kartofle, a w drugim – barszcz. Taki obiad właśnie spożywali żniwiarze w południe, siedząc w cieniu mendli.
Po kilku dniach sprzyjającej pogody snopy zboża były zwożone z pola do stodoły. Do zwózki z reguły używano wozów drabiniastych na drewnianych kołach zaprzęgniętych w parę koni. Później używano już wozów na gumowych kołach.
Przy okazji żniw można było zauważyć szacunek dla chleba i porządek na polu. Mianowicie po zwózce zboża, pole dodatkowo było grabione lub wręcz ręcznie zbierane były resztki zboża ze ścierniska tak aby żaden kłos się nie zmarnował.
Często do odbierania zboża w polu bogatsi gospodarze najmowali „odbieraczy” którzy mogli w ten sposób dorobić. Tradycją było, iż podczas ustawiania ostatnich snopów w mendle, obstawiano snopami gospodarza lub opasywano go przygotowanym wcześniej powrozem. Dla gospodarza oznaczało to, iż kończący u niego pracę ludzie chcą od niego jakiegoś „okupu”. Z reguły był nim posiłek po skończonej pracy zakrapiany jakimś alkoholem.
Z czasem także i żniwa były coraz bardziej zmechanizowane. W latach powojennych kosy żniwiarzy zaczęto zastępować żniwiarkami (kosiarkami) konnymi. Użycie tych narzędzi było dużą ulgą dla rąk kosiarzy. Kosiarki były ciągnięte przez jednego konia, którym powoził woźnica. Druga osoba obsługiwała kosiarkę, sprawiając odkładanie nakoszonego przez kosiarkę zboża oraz obsługiwała inne mechanizmy urządzenia. Tak skoszone przez żniwiarkę pryzmy zboża były następnie wiązane powrósłami przez „odbieraczy”.
Kolejnym etapem mechanizacji było zastąpienie kosiarek innymi urządzeniami – tzw. snopowiązałkami, początkowo konnymi (które stanowiły rzadkość), a później wraz z upowszechnieniem się traktorów – ciągnikowymi. Snopowiązałki, jak sama nazwa mówi, potrafiły nie tylko kosić zboże, ale także wiązać je w snopki, oczywiście pod warunkiem, iż rolnikowi udało się kupić do nich sznurek, który był w latach osiemdziesiątych XX wieku towarem mocno deficytowym…
Po snopowiązałkach nastała era kombajnów zbożowych, które od razu młócą zboże podczas koszenia, a rolnicy zbierają samą słomę, bądź to sprasowaną uprzednio w bale lub baloty, bądź w stanie „luźnym” – przyczepami samozbierającymi.
* * *
Kolejny pracowity okres na wsi to sianokosy. Dawniej sianokosy także oparte były tylko na pracy rąk ludzkich. Podobnie jak w przypadku żniw – zboże, tak tutaj trawa, była koszona kosą. Jedną łąkę zazwyczaj kosiło kilku mężczyzn. Następnie skoszona trawa była roztrząsana także ręcznie – grabiami. Aby wyschnąć musiała być przewrócona kilka lub kilkanaście razy. W międzyczasie na noc siano musiało zostać złożone w „kopki” (stogi), aby nie zawilgotniało lub aby nie zmoczył je deszcz. Tak wysuszone siano było zwożone wozami i składowane w stodole lub układane w stóg.
Także i w tej dziedzinie z biegiem czasu pojawiła się mechanizacja. Początkowo kosa została zastąpiona przez kosiarki, początkowo tzw. listwowe, a następnie ciągnikowe – rotacyjne. Później postęp wkraczał już w samo suszenie siana. Coraz częściej grabie i praca rąk ludzkich była zastępowana pracą maszyn – zgrabiarek, przewracarek i innego sprzętu do suszenia siana. Obecnie coraz częściej oprócz samego siana, rolnicy ze skoszonej trawy wykonują także różnego rodzaju kiszonki, która jest chętniej zjadana przez bydło.
* * *
Kolejnymi pracami polowymi, które rozpoczynały się jesienią były wykopki. Na początku, gdy uprawa kartofli zagościła na naszych polach, wykopywano je ręcznie motykami. Była to ciężka praca dla każdego „kopacza”, który prowadził jedną lub dwie rządki i wykopane kartofle zbierał do wyplecionych z wikliny koszyków. Tak wykopane i zebrane kartofle trafiały na wóz, a stamtąd do kopców.
Z czasem przy wykopkach zaczęto stosować kopaczki konne, popularnie nazywane „gwiazdówkami”. Nazwa wzięła się od roboczego elementu kopaczki który obracając się, swoimi ramionami wyrzucał na bok wyorane ziemniaki. Tak wyorane i rozrzucone kartofle następnie były zbierane do koszyków przez zbieraczy.
Później kopaczki konne zostały wyparte przez ciągnikowe kopaczki elewatorowe, które pozostawiały dla zbierających nierozrzucone i nieprzysypane kartofle.
Kolejnym etapem mechanizacji zbioru kartofli są kombajny ziemniaczane, które jednocześnie wyorują i „zbierają” kartofle.
Chyba od zawsze z wykopkami związane są ogniska palone na polach i snujące się dymy z palonych łętów ziemniaczanych. Każdy kto chociaż raz brał udział w wykopkach pamięta także niepowtarzalny smak kartofli upieczonych w ognisku.
Wedle starej tradycji wykopki można było zaczynać dopiero po bebelskim odpuście, czyli po 9 września. Wykopki z reguły zaczynali najpierw gospodarze którzy mieli większy areał kartofli. Najmowali oni także zbieraczy (głównie kobiety) którzy zbierali wykopane kartofle, a za swoją pracę dostawali wynagrodzenie. Był to jeden ze sposobów na „dorobienie” u bogatych gospodarzy. Była także tradycja czy też zwyczaj, że zbierający na koniec wykopków obsypywali nogi gospodarza kartoflami. W ten sposób niejako domagali się od gospodarza aby w zamian za zebrane plony zaprosił zbieraczy na jakiś trunek. Gospodarz z reguły był przygotowany na taką okoliczność i w ostatnim dniu wykopków zabierał w pole stosowny poczęstunek i napitek.