Wspomniana przy okazji budowy gmachu szkoły w Bebelnie postać Wincentego Przybyszewskiego jest do dziś owiana legendą, szczególnie wśród starszego pokolenia mieszkańców Bebelna i okolic. We wspomnieniach ludzi W. Przybyszewski pozostał jako prawy, szlachetny człowiek, bardzo dobry przełożony, nauczyciel i wychowawca, a przede wszystkim jako świetny współorganizator budowy gmachu szkolnego który w tamtych latach był inwestycją niezwykle nowoczesną i kosztowną.
Wincenty Przybyszewski to postać znana i ceniona nie tylko wśród mieszkańców Bebelna i okolic. Doceniali go także inni ludzie z którymi kiedyś żył i pracował. Dowodem na to niech będą poniższe wiersze i listy.
Wspomnienia o… to listy i wiersze napisane właśnie przez tych ludzi. Pochodzą one ze Szkicu do portretu Wincentego Przybyszewskiego autorstwa Marii Dyksińskiej, wydanego z okazji nadania szkole w Bebelnie imienia W. Przybyszewskiego, w czerwcu 1994 roku.
* * *
Wiersz pożegnalny z grudnia 1929 roku z racji odejścia W. Przybyszewskiego z Krywałdu, napisany przez jednego z jego wychowanków:
Czem kwiatom słońca tchnienie
Tem ludziom bratnia dłoń,
Tem ludziom serc promienie
Przyjaźni jasna toń
Tyś ojcem był i bratem,
Tyś serc dziecinnych pan.
Wdzięczności trwałym kwiatem
Lśni pracy Twojej łan.
Dziś chwila pożegnania
Zabiera Ciebie w dal…
Jak ciężki czas rozstania…
Zostanie smutek żal…
* * *
Kolejny wiersz pożegnalny z Krywałdu, podpisany przez 34 uczniów:
Zacny Panie Kierowniku!
Czemu porzucasz nasze szkolne progi
I w sercach dzieci pozostawiasz rany?
Wszak – że nam byłeś jak ojciec nasz drogi
Taki serdeczny miły kochany
Zawsze pogodny, z twarzą rozjaśnioną
Zawsze życzliwym witałeś spojrzeniem,
I tylko radość niosłeś w nasze grono,
Nie chciałeś nawet tknąć nas smutku cieniem.
O, puste będą dla nas szkolne ściany,
Kiedy je Twoje nie ożywi serce.
Wszak widzisz – oczy łzami są wezbrane…
Czemu zostawiasz nas w żalu, w rozterce?
Chwila rozłąki Ciebie nam wydziera…
Chociaż nasz język jest jeszcze ubogi,
Wierz mowie dzieci, ona dla cię szczera:
W wspomnieniach zawsze zostaniesz nam drogi!
Twą hojną pracę wszyscy dobrze znamy.
O, gdybyś zechciał wrócić w nasze strony!
Wtedy Cię całem sercem powitamy
I z otwartymi przyjmiemy ramiony!!!
Niech nowa droga jasna dla Cię będzie
I niech cierń żaden stopy Twej nie zrani…
Wdzięczność dziecięca niech Cię ściga wszędzie!
Niech przyszłość szczęście przyniesie Ci w dani !
* * *
Kolejny wiersz dedykowany „Panu W. Przybyszewskiemu”, podpisany przez Janinę Lange:
Panu W. Przybyszewskiemu
O Kogóż kiedy milej i goręcej
Pomiędzy tłumem ludzi tak witano..?
I kogóż kiedy tak łzami żegnano..?
Kto tyle w pamięci pozostawił zniczy..?
Kto zaznał szczęścia tyle i goryczy,
Kto wzniósł się wyżej i dał z siebie więcej,
– Niż – kto rozjaśniał ludziom życia cienie
I dla tysięcy siał serca promienie..?
Krywałd w listopadzie 1929 r.
Janina Lange
* * *
List z 11 kwietnia 1947 roku napisany do W. Przybyszewskiego przez Kazimierza Wypycha z Radkowa – jednego z wychowanków:
Szanowny i Drogi P. Kierowniku!
Dwunasty rok już mija, kiedy Pan do mnie przemawiał. I dziś na pewno już wyszedłem z pamięci. Lecz tego, co dla mnie było drogiem, zapomnieć nie mogę. Pamiętam dobrze przy końcu roku 1935/36, jak to Pan Kierownik porównywał nas do innych, żegnających ławę szkolną. Że zapomnimy, kto nas uczył, kto nad nami pracował. Ponieważ i ja jestem w gronie tych uczniów minionych, więc bardzo przepraszam za to wszystko, co nie dotrzymałem. Zwłaszcza, gdy dla mnie P. Kierownik okazał tyle dobroci, nawet po ukończonej klasie siódmej. Ponieważ ojciec nie rozumiał tego, że ludzie chcieli mnie pomóc, zaprzeczył mnie uczyć dalej. Mimo łaskawych chęci Zarządu Gminnego w Radkowie i największym wysiłkom P. Kierownika silniejsza była wola Ojca. Wskutek tego musiałem utracić łączność z Panem. Z bólem serca zmuszony byłem uczyć się wskazanego mi przez Ojca zawodu. Przy tym szczerze wyznaję, że o klasie 7-mej ukończonej w Bebelnie na Dziadówkach, zwłaszcza o P. Kierowniku zapomnieć nie mogłem i nie mogę. W roku 1942 zacząłem samodzielną pracę w małym warsztacie szewskim w Radkowie. Przez lata wojny często byłem w Włoszczowie. Widziałem się kilka razy z Panem, lecz Pan mnie już nie poznał. Czas nie pozwalał na to i strach przez łapanką odpędzał mnie do do domu.
Do tego większa niż wszystko przykrość i zniszczenie Pana wysiłków mnie oddalały. W roku 1945-tym będąc w Włoszczowie miałem możność widzenia się z Panem. Myślałem, że tym razem uda mi się porozmawiać i przeprosić za wszystko. Lecz Pan Kierownik jak zwykle, pełny życia i rozkazów nie miał na to czasu. Nie chciałem widząc to przeszkadzać w pracy biurowej w Spółdzielni. Ten raz był dla mnie ostatnim, gdyż z końcem roku l945-go wyjechałem na Ziemie Odzyskane do Nysy na Dolnym Śląsku. Obecnie jestem maszynistą w elektrowni O.S.S.O. w Nysie. Elektrownia nasza jest 2-turbinowa o Gen. 925 i Gen. 312 KW. Do mej 16-to miesięcznej praktyki mam ukończyć kurs elektrotechniczny i egzamin na mistrza. Może powoli to zdobędę. A wszystko zawdzięczam tylko dobrej nauce i wbicie tej chęci do nauki przez P. Kierownika. Dziś miło mi jest śmiało odpowiadać na każde zadanie piśmienne. Koledzy moi maturzyści zazdroszczą mojej zdolności. List mój piszę celem uzyskania choć kilku słów odpowiedzi od Pana.
O jakże one pięknie kiedyś brzmiały, a dziś już ich nie słyszę. Lecz jestem stale uczniem Pana. Nic nie wiem o Panu. Jak Pan żyje, gdzie obecnie pracuje, czy w Spółdzielni w Włoszczowie, czy może już uczy w szkole? Chciałbym kiedy jeszcze zobaczyć się i pomówić z P. Kierownikiem. W czerwcu r.b. mam dostać urlop 14-dniowy. Może się zobaczymy. Wtedy radbym opowiadać bez końca swoje życie od ławy szkolnej. W innym liście opiszę o naszym mieście i o innych rzeczach. O ile P. Kierownik wspomina sobie najgorszego ucznia Wypycha Kazika z Radkowa i raczy odpisać, więc proszę bardzo.
Mile całuję rączki P. Kierownikowej
Serdecznie witam P. Kierownika.
Wypych Kazimierz