Druga wojna światowa nie oszczędziła również Bebelna i sąsiednich miejscowości. I tutaj ginęli ludzie, płonęły budynki, toczyły się walki. Zainteresowanych odsyłam do osobnej części poświęconej tym wydarzeniom.
Już w pierwszych dniach wojny dokonano poboru do wojska kilkunastu mężczyzn z Bebelna. Byli to między innymi: Jan Lesiak, Józef Pianka, Stanisław Cichecki, Władysław Jurczyk, Stanisław Bawoł. Losy tych mężczyzn były różne. Cichecki Stanisław dostał się do niewoli, a następnie wywieziony został na roboty do Niemiec. Jurczyk i Bawoł walczyli u boku generała Andersa, uczestniczyli między innymi w walkach o Monte Cassino. Oni powrócili do Bebelna kilka lat po wojnie, ale niektórzy nie powrócili już nigdy…
Z losami Stanisława Bawoła z tamtego okresu, możemy zapoznać się czytając jego wspomnienia zamieszczone w aneksach.
Pamiętnym dniem dla mieszkańców Bebelna był Wielki Piątek 7 kwietnia 1944 roku, kiedy Niemcy schwytali dwoje mieszkańców Bebelna: Antoniego Toborka i Mariana Zawiertę. Wieźli oni mięso do pobliskiej gajówki. Ubój i handel mięsem był w tym czasie surowo zabroniony, więc za czyn ten byli bici kolbami karabinów i kopani przez Niemców. Miało to być „ostrzeżeniem” dla innych mieszkańców. Zresztą nie tylko mięsem nie było wolno handlować, ale także wszelkimi produktami spożywczymi.
Lata wojny były dla Bebelna i okolicznych wiosek latami trudnymi, podobnie jak dla całego kraju. Na terenach tych w czasie wojny przebywali „wygnańcy”. Byli to głównie „poznaniacy”, a po upadku powstania warszawskiego także „warszawiacy”. Mimo, że na mieszkańców wsi nałożony był „kontyngent” czyli przymusowe dostawy zboża, mleka i bydła, ludność dzieliła się z wygnańcami tym co jej pozostało.
Na podstawie corocznie przeprowadzanych spisów rolnych ustalano wymiar kontyngentu dla każdego gospodarstwa rolnego. Niezależnie od jakości gleby, z każdego hektara, właściciel był zobowiązany do dostawy do dostawy w ciągu roku określonej ilości płodów rolnych. Przykładowo w 1940 roku było to 300 kg zboża, 30 kg mięsa, 200 kg ziemniaków, 150 litrów mleka, wełnę oraz inne produkty. Każdego roku kontyngenty były zwiększane średnio o 80-100%.
W zamian za dostarczone produkty rolnicy otrzymywali niewielkie przydziały produktów przemysłowych, spożywczych i alkohol. Ten ostatni miał odegrać szczególną rolę w „cichym” osłabieniu i wyniszczeniu polskiego społeczeństwa.
Nad prawidłową realizacją dostaw kontyngentowych czuwały liczne zespoły kontrolerów. Kolczykowano bydło, trzodę, sprawdzano mleczność krów, itp.
Także na ziemiach wyzwolonych wieś polska nie była wolna od ciężarów na rzecz państwa. Trwająca nadal walka z okupantem na części terytorium kraju w latach 1944/45 nie pozwalała na należyte zabezpieczenie zaopatrzenia w żywność armii i ludności miejskiej. W związku z tym, dekretami Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego wprowadzono w latach 1944/5 tzw wojenne świadczenia rzeczowe, czyli obowiązkowe dostawy produktów rolnych na rzecz państwa. Dekrety te w porównaniu z kontyngentami niemieckimi z lat 1943-44 przewidywały zmniejszenie obowiązkowych dostaw zbóż o jedną czwartą, dostaw ziemniaków i mięsa o jedną trzecią, a mleka przeciętnie o 70%. Dekrety przewidywały także obowiązkowe dostawy siana. Całkowicie zostały zniesione obowiązkowe za okupanta dostawy jarzyn i jaj. W zamian za dostarczone produkty rolnicy otrzymywali wynagrodzenie, które wynosiło (za 100 kg) dla pszenicy – 37,50 zł, żyta – 27,50 zł, jęczmienia – 27,50 zł, owsa – 26,50 zł, a kartofli – 9,00 zł. Odrębnie były także ustalone ceny za dostawę zwierząt, mleka i siana.
Na terenie okolicznych wiosek i lasów działały oddziały partyzanckie. Mieszkańcy narażając swoje życie pomagali partyzantom dając im chleb, ciepłą bieliznę, odzież i płótno na bandaże. W pobliskich lasach stoczono wiele bitew z wrogiem. Dziś w tych miejscach stoją pomniki upamiętniające tamte dni.
Działania wojenne szerzej zostały omówione w dalszej części.
W latach wojennych działała w Bebelnie także Spółdzielnia Spożywców „Wspólnota”. Obok można zobaczyć zachowaną legitymację członkowską jednego z jej członków – Stefana Cicheckiego.
W trakcie wojny Stefan Cichecki prowadził także „zakład fotograficzny”, w którym wykonywano zdjęcia do niejednokrotnie fałszywych dokumentów.